Leżałam rozciągnięta na łóżku, wpatrując się w jasny ekran laptopa. Spędzałam w domu zdecydowanie zbyt dużo czasu, bo nawet zajęcia, które nigdy mi się jeszcze nie nudziły, zaczynały mnie męczyć. Przejrzałam szybko Netflixa, łudząc się, że znajdę serial, który mnie zainteresuje i jak się spodziewałam, nie natrafiłam na nic ciekawego. W zasadzie nie miało to dla mnie więcej sensu niż chodzenie do lodówki. Z jednej strony ma się nadzieję na znalezienie czegoś dobrego, a z drugiej wiadomo, że nie będzie w niej nic innego niż pół godziny wcześniej. Powoli zaczynałam usypiać, ale ośliniony język Nevady, która zaczęła z pasją lizać moją twarz, skutecznie mi w tym przeszkodził. Podrapałam suczkę za uchem, a następnie odwróciłam się na drugi bok, uznając, że krótka drzemka mi nie zaszkodzi. Zamknęłam oczy, ale kiedy opuszczałam głowę, zamiast na miękkie poduszki natrafiłam na krawędź laptopa.
— Auć! — syknęłam i usiadłszy gwałtownie, pogładziłam miejsce zderzenia z komputerem.
Zdenerwowałam się lekko. W najbliższym czasie mogłam tylko pomarzyć o spaniu. Podniosłam się na nogi i wzdychając cicho, skierowałam się w stronę drzwi. Gwizdnęłam delikatnie, a Nevada wstała z podłogi i powoli ruszyła w moją stronę. Zwlekłam się po schodach. Od razu, gdy otworzyłam półkę na buty, do moich uszu dobiegł dźwięk kroków zbliżającego się Jantara. Jak zwykle zjawiał się, kiedy nadchodziła okazja na wyjście na zewnątrz.
Wsunęłam na nogi moje ulubione adidasy i przekręciłam klucz w zamku. Było dość ciepło, więc nie widziałam potrzeby zarzucania niczego na ramiona. Otworzyłam drzwi i wyszłam z budynku. Za mną podążyły uszczęśliwione perspektywą wyjścia na zewnątrz pieski. Nie chodziło o to, że były cały zamknięte w czterech ścianach, wręcz przeciwnie wychodziły bardzo często, ale najzwyczajniej w świecie cieszyła je możliwość powęszenia dookoła. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę rozwieszonego między drzewami hamaka. Położyłam się na nim i włożyłam ręce pod głowę. Poddałam się miarowemu bujaniu i nic nie mogło mi już przeszkodzić w zaśnięciu.
~~~~
Obudził mnie głos mojej rodzicielki.
— Stanley przyjeżdża za pół godziny i byłoby miło jakbyś była na miejscu — powiedziała ciepło.
— Mhmm — mruknęłam, przecierając oczy. Chciałam się podnieść do pozycji siedzącej, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wywróciła się do tyłu. Parsknęłam zdenerwowana i już miałam wstać, gdy po raz kolejny język Nevady, która przybiegła, usłyszawszy moje zderzenie z ziemią, musiał się spotkać z moją twarzą. Odsunęłam suczkę i podniosłam się z ziemi. Mama weszła już do domu, a ja podążyłam jej śladem. Zawołałam tylko Jantara, który, znając życie, wylegiwał się gdzieś w cieniu. Kiedy oba czworonogi były już w domu, zamknęłam drzwi i ruszyłam do swojego pokoju. Szare dresy zamieniłam na ciemne bryczesy z pełnym lejem. Nie miałam zamiaru wsiadać, więc z racji wysokiej temperatury postanowiłam zrezygnować ze skórzanych oficerek na rzecz czarnych skarpet jeździeckich i adidasów. Założyłam jeszcze niebieską polówkę i wciągnęłam ją w spodnie. Podeszłam do toaletki i przejrzałam się w lusterku. Miałam dzisiaj wyjątkowo gładką cerę, więc uznałam, że wytuszowanie rzęs w zupełności wystarczy. Otworzyłam szufladę, ale nigdzie nie zauważyłam mojej ulubionej mascary. Po przetrząśnięciu kilku półek z kosmetykami zorientowałam się, że ostatnio miałam ją w torebce. Pogratulowałam sobie w duchu bałaganu, który narobiłam i skierowałam się w stronę szafy. Wyjęłam z torby moją zgubę i pospiesznie podeszłam do lusterka, aby wytuszować rzęsy. Wyjątkowo obyło się bez wsadzania sobie szczoteczki do oka. Wyjęłam z szafki płócienną torbę i wrzuciłam do środka najpotrzebniejsze rzeczy. Rozejrzałam się po pokoju i upewniwszy się, że mam wszystko co potrzebne ruszyłam do wyjścia. Założyłam buty i widząc, że mama czeka już na mnie na podjeździe, wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę białego mercedesa i wrzuciwszy torbę na tylne siedzenie, usiadłam obok mamy.
~~~~
Droga zajęła może dziesięć minut. Wysiadłam z samochodu od razu, gdy się zatrzymał. Wzięłam z tylnego siedzenia torbę i teczkę z dokumentami, którą przygotowała moja rodzicielka. Kobieta wyszła z samochodu i stanęła obok mnie.
— Możesz dać mi te papiery kochana, pójdę załatwić formalności, a ty czekaj na Stanleya. Powinien być za jakieś dziesięć minut — oznajmiła.
Kiwnęłam tylko głową i oparłam się o samochód. Wyjęłam z torby telefon i zaczęłam przeglądać Instagrama. Po paru minutach usłyszałam samochód skręcający w stronę stajni. Zobaczyłam znajomą przyczepę dla koni. Wrzuciłam telefon do torby i położywszy ją na dachu mercedesa, ruszyłam w stronę samochodu, którym miał być transportowany Stanley. Kierowca zaparkował, po czym wysiadłszy, podszedł do mnie.
— Dzień dobry — skinęłam głową, a mężczyzna odpowiedział tym samym. — Mama jest w recepcji, za chwilę powinna przyjść — przekazałam.
Mężczyzna odburknął coś i poszedł otwierać tył przyczepy. Nie wyglądał na chętnego do rozmowy, więc uznałam, że nie będę próbować pociągnąć konwersacji. Weszłam do przyczepy i pogłaskałam ogiera po szyi. Uznałam, że na więcej pieszczot przyjdzie czas, kiedy już go ogarnę. Odwiązałam uwiąz i wycofawszy Stanleya z przyczepy, wyprowadziłam go na dziedziniec. Jak zwykle prezentował się bardzo dostojnie. Pogładziłam ogiera po szyi, bo pocałowanie go w chrapy, podczas gdy rozglądał się dookoła z uniesioną głową, było dość trudnym zadaniem. Nie do końca wiedziałam co mam teraz zrobić. Nigdy nie lubiłam bycia gdzieś po raz pierwszy. Teraz też nie miałam pojęcia co mam ze sobą począć. Rozejrzałam się dookoła, aby zorientować się, czy nie idzie ktoś, kto mógłby mi pomóc. Nikogo nie zauważyłam, więc postanowiłam poczekać, aż wróci moja mama.
<Ktoś?>
848 słów
Brak elementów treningu konia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz