Z zaciętą miną i ręką zaciśniętą w pięść na uwiązie maszerowałam przed siebie ku pastwiskom, by zabrać z nich Horyzonta do zaprzęgu. Cherie miała akurat dzień wolny, i bardzo dobrze zarówno dla niej, jak i dla mnie. Podczas okresu jesteśmy równie nieznośne. Przed chwilą w dodatku prawie wyłożyłam się jak długa na kałuży śliskiego błota, a skończyło się na mokrej papie przylepionej do bryczesów do wysokości kolan. W tym momencie naprawdę miałam ochotę kogoś ugryźć, i rzecz jasna nie rozglądałam się zbytnio, a parłam do przodu jak prawdziwy, niczym niehamowany kłusak. Zbliżającego się mężczyznę zauważyłam w ostatniej chwili, i choć moje spojrzenie było przepełnione raczej zmęczeniem i neutralnością, cofnął się o krok, po czym na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Zdecydowanie mi nieznany, choć trochę młodszy, niż stwierdziłam na pierwszy rzut oka.
— A pan to czego tutaj szuka? - może mój ton nie był pretensjonalny, ale dobór słów wyjątkowo nietrafiony. Zbeształam się w myślach i przełknęłam kulkę zdenerwowania.
— Widziałaś może gdzieś tutaj gniadego konia? - gniadego konia? Ciężko byłoby nie spotkać chociaż trzech w zasięgu wzroku... moją uwagę przykuł rosyjski akcent gościa. Mimo pochmurnego dnia nosił ciemne okulary, mocno kontrastujące z jasną cerą. Twarz okalały orzechowe, gęste, lekko kręcone włosy, miał na sobie zwykłą bluzę i trochę wytarte jeansy. - Ach, wiem, jak to głupio musiało zabrzmieć. Chodzi o to, że moja klacz przyjechała w to miejsce kilka godzin temu a ja nie byłem w stanie dostać się tutaj na czas przez pewne niefortunne zrządzenie losu. Kierowca ponoć wyprowadził ją z przyczepy i chwilę potem odjechał a mi padł telefon i nawet nie mogłem zadzwonić. - nowa sytuacja pozwoliła mi zapomnieć o dzisiejszym poranku, rozchmurzyć się trochę i skupić na gościu. Zmarszczyłam lekko brwi, analizując wczorajszy wieczór, ale nie przypominałam sobie żadnego transportu. Pewnie przywieźli ją dziś rano. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, chłopak ciągnął swój nieco chaotyczny monolog:
— Zapomniałem się przedstawić, jestem Sebastian Morozow, nowicjusz w tejże placówce rekreacyjno-sportowej — dodał po krótkiej chwili z rozbawieniem — Już pierwszego dnia zdołałem się spóźnić, zgubić własnego konia i ominąć oprowadzankę po tym miejscu. Mniejsza jednak z tym wszystkim, widziałaś może tutaj gdzieś konia bez opieki lub wiesz, kto mógłby się owym istnieniem zaopiekować? I wiesz może, czy jest ktoś z zarządu na miejscu? Chciałbym trochę wytłumaczyć całe zajście... Nie ukrywam, że głupio mi jest trochę z chaosu, jaki stworzyłem. - uśmiechnęłam się delikatnie i wyciągnęłam rękę w jego stronę.
— Dalia Piasecka. - rzekłam serdecznym, wyuczonym przez lata przyjmowania klientów, głosem. Uścisnęliśmy sobie dłonie; jego była dość zimna. - Wszystko jest w najlepszym porządku, naprawdę nie słyszałam o żadnym chaosie, a jestem tu dwadzieścia cztery na dobę. Pański koń czeka już zapewne w tej w stajni. - wskazałam na budynek otaczający dziedziniec z dwóch stron. Stajenni otwierali właśnie górne części boksów, w których natychmiast pojawiały się końskie łby. - Chce pan go teraz odwiedzić?
— Och, z przyjemnością. Nie widzieliśmy się aż jeden dzień! - tym razem oboje parsknęliśmy śmiechem. Coś czuję, że trafiłam na jedną z moich ulubionych osobowości. Ledwo weszliśmy do stajni, zaczepiłam w korytarzu Arka, wydzielającego właśnie koniom indywidualne pasze.
— Hej, wiesz gdzie jest ta klacz, co przyjechała kilka godzin temu? Gniada? - mój dobry znajomy już szykował mi ciętą ripostę, ale ugryzł się w język, widząc nieznajomego.
— Chyba w trzydziestym drugim, albo trzecim. - odparł krótko, po czym szybko wrócił do przerwanego zajęcia. Ruszyłam energicznym marszem wzdłuż korytarza, nowy towarzysz z łatwością dotrzymywał mi kroku. Pewnie po części ze względu na bardziej imponujący wzrost... - pomyślałam z nutką żalu.
— Flynn. - rzekł wreszcie rosjanin i prawie że podbiegł do boksu z numerem trzydziestym drugim. Uśmiechnęłam się na widok chłopaka klepiącego, a następnie obejmującego szyję skarogniadej klaczy, z ciekawą ,,błyskawicą" na czole i uroczą chrapką. Gdy już skończyli wstępne czułości, sama wyciągnęłam rękę ku pyskowi wierzchowca. Ten natychmiast podniósł głowę do góry, próbując mnie dziabnąć, więc przejechałam oszukańczo ręką po podbródku klaczy. Lubiłam się w ten sposób bawić z Arweną, jedną z moich wychowanek.
— Niepokorna. - stwierdziłam z uznaniem. - Pewnie młoda?
— Równo 6 lat stuknęło niedawno tej wariatce.
— Jest w tym samym wieku, co Cherie. - mruknęłam, przyglądając się sylwetce konia. Na chwilę zapadła krępująca cisza. - Potrzebujesz jeszcze czegoś?
<Sebastian Morozow? :3>
634 słowa
Brak elementów treningu z koniem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz