→ Zawody: Aktualnie zawieszone
→ Postać miesiąca: Aktualnie zawieszone

niedziela, 3 maja 2020

Od Dalii P. (Kasia C.)

Kolejny raz przewróciłam się w łóżku, po czy przetarłam powoli oczy stwierdzając, że dość tego leżakowania. Zresztą budzik nie odzywał się coś niepokojąco długo. Na raz-dwa-trzy podniosłam się na rękach i wzięłam telefon w dłoń. Czarny ekran, wyładowany; to wiele wyjaśnia. Ziewając, wzięłam zamiast urządzenia czarny zegarek z metalowymi okuciami. Wskazywał już za dziesięć dziewiąta. Tak to jest, jak się zostawia tel z 6% samemu sobie. Niby nie była to jeszcze tragiczna godzina, ale od zawsze miałam obsesję na punkcie wczesnego wstawania. Mimo to ranek za oknem był czysty i przyjemnie ciepły. Z cichym westchnieniem zwlokłam się z ukochanego legowiska. Zabrałam ubrania do łazienki i po pół godzinie wyszłam już względnie ogarnięta, z włosami upiętymi w najbardziej jeździecką fryzurę świata - kucyk.
Już na schodach poczułam dziwny, nieziemski zapach dochodzący z kuchni. Przyspieszyłam kroku i wyjrzałam zza rogu, trafiając spojrzeniem na górę świeżych naleśników na blacie oraz Marikę przy stole z zadowoleniem wcinającą jeden z nich. Enigma leżała zwinięta w kłębek w swoim legowisku, wygrzewając się w promieniach słońca. Na chwilę udałam, że zamieniam się w głodnego tyranozaura, a siostra oczywiście zasłoniła zazdrośnie ręką talerz, marszcząc tak śmiesznie brwi. Zaśmiałam się krótko, po czym nałożyłam sobie porcję na talerz i usiadłam naprzeciwko. Dawno nie jadłam takich naleśników. Delikatnych, lekko ciastowatych, chłonących syrop klonowy jak gąbka...gdyby mama częściej gotowała, to byłaby z nich istna ambrozja. Z pokoju biurowego słychać było walenie w klawiaturę laptopa, przeplatające się z naszym mlaskaniem i ćwierkaniem nielicznych ptaków. Wreszcie odsunęłam od siebie pusty talerz i opadłam na krzesło, przeciągając się rozkosznie, po czym pozmywałam naczynia i pofrunęłam na górę do swojego pokoju. Przebrałam się w markowe, końskie rzeczy, wzięłam pod rękę toczek i zeszłam na dół z lekkim uśmiechem na twarzy na myśl o dzisiejszym treningu z Cherie. Pouczę się po południu.
— A ty dokąd? - rzuciła od razu zaczepnie Marika, w skupieniu czesząc swoje długie, gęste blond włosy.
— A jak myślisz? - odparłam, odwracając się do wyjścia.
— Będziesz dzisiaj jeździć z Horyzontem? - spytała młoda z nadzieją iskrzącą w jej oczach.
— Nie. Lepiej zajmij się swoją Lilą, bo szybko odpadniecie w sezonie. - mrugnęłam do niej, po czym nacisnęłam klamkę. Przez szparę w drzwiach od razu przecisnął się Arlekin, po czym zabrał się za jego ulubioną zabawę - drażnienie Enigmy. Z cichym westchnieniem odsunęłam go od kotki i wystawiłam miskę z jedzeniem na zewnątrz. Kocur podążył za nią wiernie. - Wychodzę! - krzyknęłam jeszcze tylko.
— Dobrze! - odpowiedziało mi wołanie z pokoju.
Skierowałam swe kroki do murowanej stajni, po drodze mijając liczne końskie łby wystające z boksów, ewentualnie zady. Wpierw wyciągnęłam z siodlarni sprzęt i powiesiłam na ogrodzeniu, po czym wróciłam z uwiązem do klaczy, strzygącej już uszami i tupiącej niecierpliwie kopytem.
— Kto jest najpiękniejszym konikiem na świecie? No kto? A kto skacze najwyżej na świecie? Dobra Cherie... - może brzmiałam jak pięcioletnia dziewczynka, ale uwielbiałam słodzić moim rumakom. One też zresztą nie miały nic przeciwko. Trzymając mocno za sznur, wyprowadziłam kasztankę na zewnątrz i przywiązałam do barierki. Klacz jak zwykle miała mnóstwo energii i wierciła się niemiłosiernie; cóż, uroki młodości. Wolę to, niż szkapy do pchania. Z czyszczeniem miałam trochę roboty, bowiem przy wczorajszym deszczu miała okazję wytarzać się porządnie w błocie. Wreszcie gdy już doprowadziłam sierść Rebel do porządku, założyłam jej najnowszy, ciemnoniebieski czaprak z fouganzy, żelową podkładkę, a na to wszystko siodło. Potem już tylko ogłowie, ochraniacze w tym samym kolorze i idziemy stępem na największą ujeżdżalnię.
Nie zdążyłam jej nawet rozstępować w ręku, kiedy na horyzoncie pojawiła się grupka trzech adeptów jeździectwa z Wójcikową na czele. Spojrzałam przelotnie na zegarek; 10:37. O ile nie są to początkujący galopujący z ambicjami na CS, to się zmieścimy. Podczas gdy ja siedziałam już w siodle, dalej aktywnie stępując, jeźdźcy ładowali się na swoje konie; Jawa, Soul i Den Lotte. Po kilku minutach zaczęłam dołączać wolty, półwolty, serpentyny i huk wie co jeszcze, rozglądając się co jakiś czas za Julką. Miałyśmy dziś nagrać tik-toka, no i ktoś musi poustawiać te szeregi...Wreszcie przeszłam do ćwiczeń w kłusie i powolnego zbierania klaczy. Kiedy pokonywałam tor z drągów zostawionych po czyimś wczorajszym treningu, zauważyłam przyjaciółkę opartą o barierkę i nagrywającą moje poczynania.
— Jeszcze trochę za wcześnie. - zauważyłam, przytrzymując trochę mocniej prawą wodzę gdy koń chciał mi wyłamać. Julia tylko wzruszyła ramionami.
Cherie sprawowała się dzisiaj całkiem dobrze. Gładko przeszłyśmy do pierwszych galopów, praktycznie wcale się nie szarpała. Po skoczeniu kilka razy pojedynczych, średnio wysokich przeszkód i przejechaniu galopem drągów poprosiłam towarzyszkę o ustawienie na ich miejscu szeregu, a sama w tym czasie dałam trochę odpocząć klaczy. Jeźdźcy po drugiej stronie skakali pojedyncze, niskie przeszkody, coś koło 70. W końcu, gdy Julka ustawiła się z telefonem w pogotowiu przy ogrodzeniu, ruszyłam galopem, by okrążyć całą połowę i skierować się następnie na szereg o średniej wysokości 95 cm. Byłam już o krok od skręcenia na pierwszą przeszkodę, kopertę, kiedy dostrzegłam z boku jakiś ruch. Za późno.
Rebel uskoczyła przed galopującym w naszą stronę Silverem, z wykręconą w lewą stronę szyją i dziewczyną na jego grzbiecie desperacko próbującą skręcić wierzchowcem. Ostatecznie jej się to udało i zawróciła na swoją połowę. Fuknęłam cicho mimo woli - tak, tak, każdy kiedyś zaczynał...tylko mógłby zaczynać gdzie indziej. Ponownie skupiłam się na klaczy, zrobiłam woltę i nawróciłam na przeszkodę. Cherie na jej widok od razu wyraźnie przyspieszyła, pełna energii. Nad kopertą praktycznie przeleciała, podobnie kolejną stacjonatę, aczkolwiek na trzeciej przez zbyt duże tempo strąciła jeden drąg. Okser poszedł prawie że gładko, a ostatnia stacjonata to już była czysta formalność.
— Jeszcze raz! - krzyknęła przyjaciółka z oddali. Skręciłam w prawo i najechałam na szereg od drugiej strony. Tym razem, gdy klacz znała już swoje zadanie i wzięłam na nią więcej kontroli, przejechałyśmy całość czysto i w całkiem niezłym stylu.
— No, będzie boski tik-tok jak nic. - skomentowała Julka. Odsalutowałam jej, poklepałam przyjaźnie Cherie i po półtorej okrążenia kłusa ponownie najechałam na kopertę, tym razem jednak zamiast pokonać ostatnią stacjonatę na wprost, skręciłam ku tej ustawionej po lewej. Gorsza strona klaczy dała o sobie znać, ale i tę przeskoczyła bez większego problemu. Czasami korciło mnie, żeby spróbować skoczenia na stojąco nawet 90 i założę się, że dałaby radę. Ma serce do skoków jak ptak do latania. Skoczyłam jeszcze szereg tym razem z prawą stacjonatą. Po dłuższym odpoczynku, głównie w kłusie, pokonałam przeszkody jeszcze cztery razy, aż do perfekcyjnego przejazdu, i poluźniłam mocno wodze, dając Rebel wyciągnąć szyję i rozkłusować się. Spojrzałam z ciekawości w kierunku rekreacyjnej grupki. Dziewczyna na Silverze ledwo napotkała mój wzrok, odwróciła głowę i skręciła ku krótszej krawędzi ujeżdżalni. Wzruszyłam ramionami, po czym przeszłam do stępa. Nie wzięłam derki, żeby przykryć klacz, ale w sumie nie jest zbyt zimno. Jeden raz jej nie zbawi. Poświęciłam na rozstępowanie około 10 minut, po czym zsiadłam z konia... równo z innymi jeźdźcami. Skierowałam się za nimi do wyjścia, kiedy Wójcikowa mnie zatrzymała.
— Dalio, mogłabyś pokazać Kasi, gdzie odłożyć sprzęt konia? Ta przy Silverze. Ja mam dzisiaj mnóstwo papierkowej roboty... - zasalutowałam na znak niemej zgody. - Dziękuję bardzo. - kobieta szybkim marszem udała się w kierunku dziedzińca, przed nami. Zaraz po niej podbiegła do mnie Julia, jak zwykle z bananem na twarzy:
— No powiedz mi, że to nie jest piękne. - wcisnęła mi przed nos telefon z obrobionym filmikiem z szeregów, ze skoczną muzyczką w tle. Pokiwałam z uznaniem głową.
— Świetnie się spisałaś, mała. - pogłaskałam czule Cherie. Odpowiedziała mi cichym parsknięciem. - Jest świetne, dajesz! - zachęciłam przyjaciółkę, i tik-tok poszedł w świat.
— To co robimy?
— Muszę jeszcze popracować z Evening Star, ale przydałoby się wylonżować Horyzonta w tym czasie, jeśli masz ochotę.
— Jasne! - odparła trochę jak mała dziewczynka, której pozwolono kupić lizaka. Podobał mi się jej uroczy styl bycia.
Kiedy doszłyśmy do stajni Julka poszła po sprzęt do lonżowania, a ja zabrałam się do rozsiodływania Cherie. Miałam już odprowadzić klacz na pastwisko, kiedy przypomniałam sobie o obietnicy. Dziewczyna właśnie sprawdzała kopyta Soul'a.
— Hej. - zawołałam z drugiej strony. Natychmiast się odwróciła.
— O...hej.
— Kasia, jak mniemam?
— Tak. - odparła jakby z pewną rezerwą. Była jeszcze niższa ode mnie (niziołki, łączmy się!), lecz o bardzo dorosłym, nieco uroczym wyglądzie. W nosie kolczyk, piwne oczy i krótkie, ciemne, ścięte na chłopaka włosy. Urody jej natura nie poskąpiła.
— Dalia. - uścisnęłyśmy sobie ręce. - Pokażę ci, gdzie to wszystko odłożyć, na przyszłość. - rzekłam sympatycznym tonem.
— Kuba, przypilnujesz mi chwileczkę koni?!
— Okey. - mruknął stajenny, opierając widły o ścianę i podchodząc do kasztanki.
— Chodźmy.
<Kaśka? Mówiłam, że będzie nagroda :)>

1370 słów
Elementy treningu z Mon Cherie vel Rebel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez My Pastel Life